niedziela, 18 stycznia 2009

WARSZAWJADALNIA - STELLA

ul. Bolkowska 2c
Całkiem nowa restauracja, mieszcząca się w pasażu w nowej części Górców. Dostrzegłem ją jakiś czas temu przy okazji czegoś innego i ostatnio zdecydowaliśmy się z żoną na sprawdzenie lokalu. Po wejściu rzuca się w oczy piec do pizzy: zapewne knajpa więc włoska i nastawiona na pizzożerców... No ale brniemy dalej. Wystrój taki bardziej w typie prowincjonalnej knajpki, ale co tam. Zimno jak cholera. I pusto. Nie zrażeni siadami i oglądamy menu. Spory wybór pizz, trochę dań obiadowych, co nas zainteresowało najbardziej. Pani kelnerka mało zorientowana i chciała odejść od nas już po zamówieniu JEDNEGO talerza na dwie osoby, ale co tam. Może młoda i niedoświadczona. Nie było w dodatku tego, co chciałem, ale co tam. Przecież już nie wyjdę. Słyszymy konsultacje z kuchni co jest co w menu... Sprawa robi się podejrzana, ale co tam. Do obiadu z mojej strony obowiązkowo piwo: tylko niemiecki Tucher, ale jest dobre, więc nie przeszkadza. Ceny ogólnie też dość przystępne, więc siedzimy i czekamy ze zniecierpliwieniem. I bach! Wjeżdżają potrawy. Wyglądają bardzo ładnie. No i trochę szok: ziemniaki nie dość, że zimne, to jeszcze w ogóle nie przyprawione i takie na chama wyjęte z wody... Bleeee... Żona miała ziemniaki polane pesto, wchodziły spoko. Mięso za to bardzo dobrze przygotowane, moje zawijasy z suszonymi pomidorami naprawdę niezłe, żona miała kurczaka w sosie serowym, też bardzo w porządku. Tylko dlaczego pomidory były ze skórką?? Warzywa z wody, też nie przyprawione, ale ok.
No cóż, wydaje mi się, że knajpa nastawiona wyłącznie na pizzę i catering, ale dania główne traktowane są mocno po macoszemu... Jak dla mnie za dużo tego 'ale co tam' itp. 3+ i pizzy tam raczej nie spróbuję, bo po tych ziemniakach i pomidorach i ogólnej nieznajomości menu i zasad w restauracji, to do Stelli już nie wrócę... Samo dobre mięso nie wystarczy...

2 komentarze:

Panta Rhei pisze...

hey,
ale to jadalnie czy restauracja?
Bo jak jadalnie to chyba klimat prawidlowy.
Ja w Karaluchu w Warszawie widzialam podswietlane menu na scianie, z przeciez wystroj jadalni i dania nieodbiegaly daleko od baru mlecznego w "Misiu".
Ha ha brakowalo przykrecanych do stolu talerzy, ale fajnie bylo...
A tak naprawde to "jezyk mi uciekal" na widok kapusniaka - niestety zostalam stamtad wyrzucona, bo pstryklam zdjecie :)
Dostalam scierom po glowie - i to sa te klimaty w POLSCE ktore uwielbiam. Neony na scianie, pizza w menu a tu prosze!

nomad pisze...

niestety jest to RESTAURACJA...