Był sobie kiedyś pewien książę. Był bardzo silny, bardzo dobry i bogaty, ale i równie brzydki. Był niestety tak wielki i brzydki, że nie mógł znaleźć sobie panny, która by chciała się z nim ożenić. Zakochan jednak sam nieszczęśliwie był w jednej z hrabianek i po cichu marzył, że będzie ona jego. Niestety - pewnego dnia, kiedy szedł sobie Świętojańską, zobaczył ową hrabiankę wychodzącą z kościoła wraz ze świeżo poślubionym mężem pod rękę. Książę stanął jak wryty, ryknął z bólu i pobiegł przed siebie. Biegł tak i biegł, aż znalazł się w lesie. Ryczał tam z wściekłości i rozpaczy, aż wreszcie pękło mu z żalu serce - zmienił się w niedźwiedzia i skamieniał. Stoi do dziś w tym samym miejscu i czeka na pannę, która zdejmie z niego czar- musi go ona tylko szczerze pokochać, pomimo jego wyglądu. Ktoś chętny??
Piękna bajka, co? A jaka była prawda? Otóż rzeźba powstała w 1762-4, wykonał ją Jan Jerzy Plersch i ustawiono ją pod kościołem Pijarów na Długiej - dzisiejszą Katedrą Polową. Kiedy Pijarzy musieli się przenieść w 1834 ukazem carskim do kościoła Jezuitów na Świętojańską, wzięli ze sobą wszystko, włącznie z rzeźbą... Kiedy wrócili na swoje miejsce w 1918, Misia zostawiono; od tamtego czasu zwierzak waruje przed drzwiami kościoła Jezuitów.
Przechodząc tamtędy, nie zapomnijcie pogłaskać biedaka po pysku - to go nie odczaruje, ale milej będzie mu się czekało na tę jedyną...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz